5. Sierra de Francia / Transiberica_21 / pl

​Oto piąta część mojej opowieści o Transiberica 2021. Poprzednie części znajdziesztutaj: >część czwarta< >część trzecia< >część druga< >część pierwsza< Przyjemnego czytania!

​Zbyt wiele razy budziłem się podczas mojego trzygodzinnego bivi. Głównie przez plenerową imprezę która okazała się odbywać w pobliżu, a później w nocy, ponieważ zrobiło się zimno. Kiedy mój budzik zadzwonił około pierwszej w nocy, czułem się, jakbym w ogóle nie spał. Mimo to dość szybko zmusiłem się do powrotu na rower. Czekało na mnie 150 kilometrów stosunkowo płaskiej i super prostej drogi za Segovią, prowadzącej do Sierra De Francia i CP6. Miałem wielką nadzieję, dotreć tam na śniadanie.

Dosłownie po chwili od mojego powrotu na drogę, samochód medialny z Pablo i Carlosem pojawisię nagle jakby znikąd. Pablo krzyknął do mnie: „Czy wiesz, kto za tobą jedzie?” Wiedziałem. Sprawdziłem wcześniej FMC i wiedziałem, że Urlich zbliżał się, kiedy spałem, a także wiedziałem, że Justinas zatrzymał się gdzieś niedaleko przede mną. Wyścig definitywnie trwał. Próbowałem jechać szybciej, ale wciąż czułem, że dopiero się rozgrzewam po nieudanym biwaku i czułem, że potrzebuję więcej czasu, aby odzyskać swoje tempo.

Nie trwało długo, kiedy dogonił mnie Urlich. Od tego momentu jechaliśmy obok siebie, czasem jeden lub drugi, biorąc kilka minut na prowadzenie. Miło było mieć towarzystwo przez jakiś czas i było to jak krótka przerwa od trybu wyścigowego. To nadal były mocne 150 kilometrów, ale ponieważ spędziliśmy razem trochę czasu, rozmawiając o sobie i poznając się trochę lepiej, noc i jej dystans minęły dość szybko. Fajnie było zobaczyć, kiedy o wschodzie słońca nasze trasy nagle się rozjechały. To było tak naturalne, a zarazem bardzo dziwne uczucie, gdy w środku rozmowy, w środku tematu, nagle przestajesz mówić, bo druga osoba odbija w inną drogę. Szybko uświadamiasz sobie, że to jest wyścig. Esencja wyścigów z samodzielnym wytyczaniem trasy.

Z Urlich’em na N-110 (Zdjęcie: Carlos Mazon)

Ponownie zacząłem koncentrować się na sobie. Jedzenie i woda skończyły mi się jakiś czas temu ale ja wierzyłem jednak, że znajdę otwarty bar w jednym z małych miasteczek. Zbliżałem się do odcinka specjalnego CP6 znajdującego się w Sierra the Francia i nawet jeśli to nie była prawda, miałem super silne przeczucie, że byłem tu już wcześniej. Znacznie ułatwiło mi to dalszą jazdę.
Kiedy tylko marzyłem o dobrej kawie i śniadaniu, znalazłem je, Dos Hermanos w małym miasteczku o zbyt długiej nazwie, żeby ją powtórzyć. Kiedy złożyłem zamówienie, Urlich znowu się pojawił, co sprawiło, że wypililiśmy razem kawę i zjedliśmy śniadanie. Taki zbieg okoliczności!

Wspólna kawa w Dos Hermanos

Pena de Francia, ostatnia wspinaczka na odcinku CP6 i generalnie cały region były jak nie z tej planety. To była właśnie Hiszpania, którą zapamiętałem z zeszłego roku. Świetne drogi, serpentyny, widoki. Po prostu idealna jazda na rowerze. Do zrobienia były dwie wspinaczki i obie zrobiłem już w pełnym słońcu. Puerto del Portillo, pierwszy podjazd, był dla mnie trudniejszy ze względu na brak drzew w dolnych partiach. Pena de Francia, główna i dość epicka wspinaczka, nazywana hiszpańską górą Ventoux, nie była taka zła, ponieważ otwarta część znajdowała się wysoko, 1727 m npm. To wystarczyło, by zabić uczucie gorąca. Wspiąłem się na nią mając niesamowitą pogodę i fantastyczne widoki. Zrobiłem sobie szybkie zdjęcie na górze i trochę z żalem serca, zjechałem do gorącej doliny. Następny cel był na północy, w Portugalii. Wielka i znana nazwa: Zamek Braganza.

Widok ze szczytu Pena De Francia

Powietrze poniżej 1200 m npm było naprawdę nieznośnie gorące. Miałem wrażenie, że w pewnym momencie powoli przyzwyczajam się do upału, ale były też momenty, kiedy czułem się przez niego naprawdę zniszczony. Niemal każda stacja benzynowa oznaczała krótki przystanek na picie i lody. Oblewanie się wodą było widowiskiem tylko dla sklepikarzy. Dla mnie stało się już normalną codzienną rutyną, którą nieustannie powtarzałem kilka razy dziennie.

Plan na resztę dnia zakładał dojazd jak najbliżej granicy z Portugalią i jazdę w nią przez noc. Doświadczony przez fatalnych portugalskich kierowców w 2020, chciałem uniknąć ruchu tak bardzo, jak tylko mogłem.

Droga na północ była ciągłą jazdą w górę i w dół. Podjazdy były długie i łagodne, ale zdecydowanie po przejechaniu ponad 2000 kilometrów, moje zmęczone mięśnie odczywały każde nawet najmniejsze wzniesienia. Potrzebowałem lepszego odpoczynku niż ostatniej nocy, a żeby to zrobić, zalogowałem się w małym hotelu w Moralina. Wziąłem prysznic, dużo jedzenia, takiego jak spaghetti, sałatka feta, ryż i warzywa, i trzy godziny dobrego snu. To był strzał w dziesiątkę. Nigdy nie zapomnę tego uczucia kompletnej ulgi, kiedy zamykałam oczy w hotelowym łóżku. Była 21:30, ustawiłem budzik na 3 godziny a klimatyzację w pokoju na 19 stopni. Piąty dzień się skończył.

Dodaj komentarz